piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 3

Pierwszy dzień w pracy zapowiadał się nie zwykle wesoło. Po pół nocnej rozmowie z niejakim Damianem Wojtaszkiem, czułam się dobrze, choć myślałam, że będzie gorzej. No w końcu nie takie rzeczy się już robiło.

-Zośka wstawaj!- Wydarłam się na całe gardło a potem szeroko uśmiechnęłam i poszłam do pokoju córki. Usiadłam koło jej łóżka i delikatnie zaczęłam gilgotać.

-Mamo...- Uśmiechnęłam się na widok jej słodkiej zaspanej buźki i dałam jej soczystego buziaczka.

-Wstawaj, a ja idę zrobić śniadanie.- Wstałam, otworzyłam okno i poszłam do kuchni. Wyciągnęłam jajka, mąkę, cukier. Połączyłam składniki ze sobą i postawiłam patelnię na ogień. Po chwili naleśniki były gotowe i czekały na stole. Banan, naleśnik i czekolada, uwielbiamy takie połączenie.

-Mamo, kiedy babcia z dziadkiem przyjeżdżają?

-W piątek czyli za cztery dni.- Zosia wstała i postawiła na niewielkim szklanym stoliku koszyczek z czterema zielonymi jabłkami. Zabrała jedno i postawiła je koło talerzyka.

-Idziesz dziś do pracy?

-No pewnie, a ty idziesz ze mną, dlatego szybko jemy i spadamy na halę.- Przybiłyśmy piątkę i zaczęłyśmy zajadać się śniadaniem, a potem odziałyśmy się w dres. Rozczesałam delikatnie włosy, ubrałam czapkę z daszkiem i zawiązałam airmaxy, przeszłam do Zośki pokoju i powiem wyglądałyśmy identycznie. Jaka matka taka córka. Szybko wyszłyśmy z mieszkania i popędziłyśmy naszym autkiem do Jastrzębskiego Zdroju. Wpadłyśmy jeszcze do pobliskiej kawiarni i wzięłam sobie kawę i ciastko na wynos, a Zosia objadała się lizakami, wprost je uwielbia.
Kiedy weszłyśmy na halę panowie byli już na sali, bo można było usłyszeć dźwięk ich butów. Wkurzający dźwięk, tak na marginesie. Poszłam z Zosią do pokoju przeznaczonego na moje rzeczy, a potem po zmianie obuwia ruszyłam na salę. Zośka pobiegła przede mną, a ja skusiłam się na małą pogawędkę z Lidką.

- Kiedy przyjeżdżasz?

-W poniedziałek, bo już mam wolne.- Uśmiechnęłam się, bo wiem, że nie będzie mi z nią nudno, oj nie.- Jak tam chłopaki?

-Sympatycznie. Noc przegadana z Wojtaszkiem, miłe zaskoczenie ze strony Kubiaka...- Ploteczka, ploteczkę goni. Pogadałam z nią kilka minut a potem weszłam na salę, gdzie zobaczyłam Zośkę u Kubiaka na barana. No nie powiem zdziwiłam się. Położyłam torbę koło krzesełek i usiadłam na jednym z nim przyglądając się jak Zosia próbuje ustawić ręce do bloku. Nie powiem wyglądali ze sobą bardzo słodko, a taki ruch ze strony Kubiaka to raczej niespotykane. Sam zainteresowany na ogół twierdził, że nie lubi dzieci. Wiem wiem moja córka ma dar przekonywania. Po kilku minutach zabawy Zosia po uprzednim wyściskaniu Michała, przybiegła do mnie i zaczęła zagadywać jednego ze statystyków. Chłopak miał dużo roboty, ale kulturalnie postanowił przeczekać, aż moje dziecko pójdzie... Skąd ja to znam?

-Zośka nie chce ci się pić?- Delikatnie przeczesałam palcami jej włoski, a kiedy zaprzeczyła ruchem głowy, pocałowałam jej czoło i poszłam pracować, albo praca przyszła do mnie. Wyciągnęłam magiczny niebieski plaster z torby, nożyczki i przenosząc Zosię na krzesełko za mną, aby mi nie przeszkadzała, zaprosiłam do siebie Michała Masnego.

-Królowa wycinanek?

-Lata praktyki.- Spojrzałam na Zośkę a potem wybuchliśmy śmiechem, by po chwili przybić sobie piątkę i rozpocząć akcje "Profesjonalne wycinanki u Ali". Rozwinęłam plaster, ucięłam go tak, aby pozostawić zaokrąglony koniec i przykleiłam do barku, potem ramienia, przedramienia naszego rozgrywającego.- Voila.

- Merci- Po nim wpadł do mnie Alen i Kubiak porywając mi kawałek plastra, tłumacząc, że on sam to lepiej zrobi. Okej, nie mam pytań. Zakleiłam kolejnego siatkarza, a potem zabawiałam Zośkę. Trening skończyliśmy o jedenastej, a po nim razem z Zochą posprzątałyśmy halę z butelek oraz piłek a po tym udałyśmy się za zakupy i na obiad. Oczywiście wybrać się z moim dzieckiem na zakupy to nie taka łatwa sztuka. Kiedy mnie się coś podoba, jej się nie podoba, a kiedy mnie się nie podoba, jej się podoba. Dzięki takiemu szybkiemu równaniu na zakupy znów wydałam fortunę, ale cytując jednego z kolegów: "Kto bogatemu za broni"... No właśnie tylko trzeba być jeszcze bogatym.

-Idziemy na jakiegoś kebaba?

-No jasne mamo.- Mając pozwolenie od córki mogłam nareszcie skusić się na kebaba. Miałam taką wielką ochotkę na coś niezdrowego. Udałyśmy do małej "restauracji" serwującej takie pyszności. Zamówiłyśmy danie mistrzów, niczym "śniadanie mistrzów" i usiadłyśmy przy jednym ze stolików. Zosia zajęła się tabletem a ja spojrzałam na świat zza szyby i ujrzałam kilku chłopaków w dresie Jastrzębskiego Węgla. Za chwilkę obcokrajowcy i Wojtaszek pomachali do mnie i wbili do knajpy. Zrobili niezły szum.

-Podobno sportowcy nie mogą jeść niezdrowych rzeczy?- Zaćwierkałam po angielsku
a chłopaki zaczęli się śmiać, jeden z nich poszedł z Damianem zamówić dania, a do nas dosiadł się Dima.

-Alka, zrobiłaś niezłe zamieszanie w zespole.- Dima uśmiechnął się do mnie a ja wzruszyłam ramionami. Żeby to raz Dima, żeby to raz.- Kilku już w tobie zakochanych, niedługo Kubi z Łasko pobiją się o ciebie.- Zaśmiałam się a Zosia krzywo się na mnie spojrzała i wróciła do swoich zajęć.

-Ależ jesteś zabawny.- Poklepałam go po ramieniu i za chwilkę dołączyli do nas Damian i Simon. Oczywiście Damian od razu zagadał Zośkę, no akurat po nim widać, że i on lubi dzieci i dzieci lubią jego. Idealny materiał na męża. Sama przeprowadzałam dosyć dziwną rozmowę z Simonem i Dimą, a kiedy mój i Zosi obiad przyniosła miła kelnerka,
o niezwykle pięknym uśmiechu, obcokrajowcy poszli coś załatwić a Wojtaszek coś tam mi nawijał, a ja delektowałam się na prawdę pysznym daniem.

-To co kiedy robisz domówkę?

-Nie przy dziecku!- Spojrzałam na niego z grobową miną a on się zaśmiał i zaraz kelnerka przyniosła jego oraz obcokrajowców dania, a my dokończyłyśmy nasze, pożegnałyśmy się i wróciłyśmy do domu. Zosia zajęła się zabawą a ja oglądałam jakiś nudny serial na kanapie. Kiedy już wchodziłam w stan zasypiania obudził mnie telefon. Nie spoglądając na wyświetlacz odebrałam.

-Tak słycham?- Przetarłam twarz dłonią i usłyszałam ciszę.- Halo?

-Cześć Ala.- Kiedy usłyszałam jego głos, poczułam że coś zaraz we mnie pęknie.


Kolejny mamy za sobą :)
Czytasz= Komentujesz         Mega Motywacja! ;)  

Pozdrawiam 
Ogonodraszki 

3 komentarze:

  1. Widać że dziewczyny zakilmatyzowały się w Jastrzębiu. Ciekawe kto do niej dzwonił o tej porze. Coś mi się wydaje że to ojciec małej. Pozdrawiam i zapraszam do siebie kedzierzynskie-szczescie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ♥
    Będę czytać♥
    Zapraszam do siebie ------------------> http://pomyslomnieczasem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń