sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 5

Następne dni i tygodnie mijały w zastraszająco szybkim tempie. Tęsknota za Zośką mnie przytłaczała, ale z drugiej strony widujemy się często, Marcin przyjeżdża z nią na mecze albo do Żor. Jest jeszcze strona służbowa, w klubie jest naprawdę dużo pracy od zwykłych skaleczeń po poważne rany czy orzekanie o kontuzjach. Chłopaki to takie małe duże dzieci, jest przy nich mnóstwo roboty!
Ten dzień jak zwykle zaczynam od prysznica, po nim swoje kroki kieruje do kuchni gdzie nastawiam wodę na kawę i skreślam dzień w kalendarzu koło lodówki. Jest już piąty grudnia, jak ten czas szybko leci. Zalewam kawę i odgrzewam jakąś chińszczyznę od wczoraj. Szybko ją pochłaniam, związuje włosy w kucyka i ubieram się po czym uciekam na hale, dziś chłopaki maja dosyć napięty grafik w końcu jutro mecz z cyklu rozgrywek Ligi Mistrzów. 

-Cześć Ala!- Klucze upadają powodując głośny hałas na klatce a na przeciwko mnie Michał, z którym bardzo mocno się związałam. Traktuje go jako przyjaciela, bo naprawdę spędzamy ze sobą mnóstwo czasu.

-Cześć Michał!- Przytulam go i zamieniany krótką pogawędkę na jakiś błachy temat.- Do zobaczenia na hali.- Uśmiecham się do niego a on, jak wariat mocno mnie przytula
i wsiada do auta. Zawsze ma bliżej auto, przypadek? Nie sądzę! Wsiadam do auta i jadę na halę do Jastrzębia a tam przed oczami mam obraz jak panowie ciężko zasuwaja. Ile pracy wkładają w każde zagranie, aby stało się perfekcyjne. 

-Ala nakleisz coś.- Siada obok mnie Dima z obdartym łokciem i lametuje po angielsku jak go mocno boli. Choć sam siatkarz wkłada dużo pracy w to, aby nauczyć się języka polskiego, wiadomo jak to jest raz są wzloty raz upadki. 

-Proszę bardzo i uważaj na siebie.- Uśmiecham się do niego radośnie, a on całuje mnie w czoło i wraca na parkiet. Szybko przeprowadzam jakąś prze śmieszną rozmowę
z trenerem kiedy na parkiet ląduje Kubiak i mocno łapie się za stopę. Szybko z Maćkiem
i panem Andrzejem podbiegamy do niego i naprawdę w kilka minut staram się zobaczyć co jest. 

-Zwichnięta kostka.- Zabieram buta Michała ze sobą a panowie pomagają mu zejść
z boiska i usiąść na krzesełku opierając nogę.

-Co z tym zrobimy Ala?- Trener patrzy na mnie z rozpaczą, Michał był, jest jego najbardziej wartościowym zawodnikiem.

-Na razie przyłożymy lód, dużo lodu potem opatrzymy i zobaczymy jak jutro to będzie wyglądać.- Spojrzałam na przyjmującego, który siedział załamany. Gra świetnie
a kontuzja na pewno mu nie pomoże. Do końca treningu siedziałam z Michałem
i zajmowałam się jego nogą. 

-Ala co teraz będzie?- Zrezygnowany siatkarz spojrzał na mnie tak jakbym była Bogiem. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. 


-Będziesz leżał w domu i zobaczymy jak jutro to będzie wyglądało.- Uśmiechnęłam się do niego ciepło, a on załamał się.- Idę zadzwonić po Adriana, on powie nam coś więcej.- Wyszłam z hali i wybrałam numer do ortopedy. Obiecał pojawić się za trzydzieści minut, dlatego ja szybko poszłam się przebrać, bo moja praca i tak się już kończy i weszłam do szatni zabrać Michała rzeczy. Wszystko przyniosłam na halę
i usiadłam koło Miśka.- Będzie git.- Trzepnęłam jego ramię a on popatrzył na mnie z tak wielkim żalem, że aż serce mi się kraje. Fakt jest taki, że to jego najlepszy sezon w życiu! Wyjęłam z kieszeni jeansów iPhonia i zerknęłam na wyświetlacz widząc numer Adriana.

-Jesteś pod halą? Dobrze idę po ciebie.- Wyszłam z sali i szybko przeszłam korytarzem wychodząc z budynku.

-Cześć Ala.- Pocałował mój policzek.- Co się dzieje?

-Zwichnięta noga Michała Kubiaka.

-A jutro nie grają meczu przypadkiem?- Popatrzył na mnie z przerażeniem. Otworzyłam drzwi na salę i weszliśmy. Panowie odbijali luźno piłkę.

-W tym jest właśnie problem.- Adrian rozebrał się z kurtki i od razu podszedł do kontuzjowanego. Dokładnie obejrzał nogę i zrobił jakiś swój specjalny opatrunek.- Co o tym myślisz?

-Można ryzykować, ale jak to bywa z ryzykowaniem, może być dobrze, a może być kontuzja na dłużej.- Michał puścił siarczystą wiązankę z ust, a ja stanęłam obok niego
i zakryłam jego usta dłonią, żeby tak nie bluźnił. Spojrzał na mnie jak na idiotkę i zdjął moją dłoń.- To już tylko zależy od trenera.- Zebrał swoje rzeczy a ja go odprowadziłam.

-Dziękuję bardzo, że przyjechałeś. To dla mnie bardzo ważna sprawa.- Uśmiechnęłam się a on pocałował mój policzek, pożegnał się i wyszedł. Wróciłam na halę i pochłonęła mnie rozmowa z trenerem, który zabronił Kubiakowi grać, jeden mecz można zagrać bez niego i niech wydobrzeje.- Spadam do domu, a ty oszczędzaj się!- Uśmiechnęłam się do niego i go przytuliłam.

-Wpadnij wieczorem!- Pomachałam im i wyszłam z hali. Wsiadłam do auta i pojechałam do galerii handlowej popatrzeć za prezentem dla Michała i Zośki. Jako, że mikołajki są jutro nie mam dużo czasu. Weszłam do centrum handlowego i zdecydowanym krokiem ruszyłam do sklepu jubilerskiego kupić jakiś drobiazg córce. Wybrałam srebrny łańcuszek, a potem udałam się do perfumerii i wybrałam zapach dla Michała. Lubi perfumy, to coś do czego przykłada dużą wagę u kobiet jak i u mężczyzn. Zrobiłam jeszcze zakupy jedzeniowe i kupiłam sushi na kolację dla sąsiadów, żeby nie głodowali.

W Żorach byłam po siedemnastej, zatrzymałam się jeszcze u kosmetyczki. To się nazywa urok wolnego popołudnia. Weszłam do domu rozpakowałam zakupy, przebrałam się w dres i zabrawszy jedzenie poszłam do sąsiadów sprawdzić co słychać u tych zdrowych i tych kontuzjowanych.


Jedziemy z koksem! :)
Pozdrawiam i do następnego :)

czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział 4


-Marcin?- Zerwałam się z kanapy i stanęłam obok okna. No to super, zebrało mu się na przypomnieniu o jego rodzinie, o jego córce. Bóg jeden wie co się z nim działo w tym czasie.- Wszystko dobrze?- Zabrzmiało groźnie? Nie. Właśnie z tego powodu pojawił się grymas na mojej twarzy. Wyłączyłam telewizor a w słuchawce było słychać westchnięcie i szum.

-Wszystko u was dobrze? Jak Zosia się czuję? Jak szkoła? Jak nowa praca?- Zadawał mnóstwo pytań jakby strzelał z karabinu maszynowego. Ok to prawda nie było go dobre pół roku w moim jak i Zośki życiu, no ale halo co to ma być.

-Wszystko dobrze. Będzie z rodzicami w Bydgoszczy, więc będziesz mógł ją odwiedzać, na pewno będzie się cieszyła, tęskni za tobą.- Mimowolnie się uśmiechnęłam. Tego nie mogę mu odebrać, ona zawsze będzie jego córką i wiem, że i Marcin i sama Zośka są bardzo ze sobą związani.

-Ala przepraszam, że nie zająłem się nią przez te pół roku, ale byłem w Afganistanie.- Słysząc to usiadłam na na kanapie i mocno westchnęłam, chyba zbyt mocno.- Nie spokojnie, nie walczyłem tylko ukrywałem się tam przed całym światem u znajomego przedsiębiorcy.- Nastała niezręczna cisza. No tak... Chciałabym jakoś zakończyć tą rozmowę, ale jakoś zabrakło mi mowy i potwornie zaschło mi w gardle.- Ala ty wiesz co chciałbym ci teraz powiedzieć?- O nie zaczyna się. Halo, halo ziemia do Ali! Koniec tej rozmowy.

-Wiesz co muszę kończyć i nie wiem nie interesuje mnie co chciałeś powiedzieć. Pamiętaj łączy nas tylko Zosia i nic więcej. Cześć.- Rozłączyłam się, położyłam telefon na stolik i z dobre dziesięć minut wpatrywałam się jak idiotka w czarny ekran od telewizora. W pewnych sensie zawsze będę go kochać...

- Monika nie mam siły już z tobą rozmawiać. Wytłumaczyłaś mi spoko, ale nie chcę mieć z tobą już nic wspólnego. Straciłem do ciebie zaufanie i szacunek, nie jesteś kobietą mojego życia. Cześć.- Rozłączyłem się i rzuciłem na łóżko wpatrując się w sufit. Z laptopa sączyły się delikatne dźwięki jakieś dennej piosenki a ja leżałem i wpatrywałem się w sufit jak idiota. W pewnym sensie zawsze będę ją kochać...

- Michał idziesz ze mną do Ali na kolację, napisała do sms-a czy nie chcemy wpaść.- Wojtaszek zerknął na mnie a ja wstałem z łóżka i ruszyliśmy do drzwi.- Fajna ta Ala co nie Michał?- Uśmiechnąłem się do niego. Fajna stary? Ona będzie moją żoną. 

Wrzuciłam pokroje mięso kurczaka na patelnię i spojrzałam na stan sushi. Wyglądało nieźle, oby dobrze smakowało. Za chwilkę usłyszałam pukanie do drzwi, ale wyprzedziła mnie Zośka.

-Wujek!- Wykrzyknęła radośnie i przytuliła się do Damiana.- Drugi wujek!- Michał wziął ją na ręce i rzucili się na kanapę, z której mieli idealny podgląd na kuchnię.

-Szybcy jesteście.- Oparłam się o blat i do nich uśmiechnęłam.

-No wiesz dziś chcemy być naturalnymi pięknościami jak nasze kochane sąsiadki.- Michał się wyszczerzył a ja zaprezentowałam uśmiech numer pięć.

-Co tam pichcisz? - Damian wstał i podszedł do blatu i spojrzał na rozstawione sushi.- Chyba będziemy wpadać częściej, bo Michał tak dobrze nie gotuje.- Za te bolesne słowa oberwał poduszką od współlokatora i zaraz rozpoczęła się bójka, a Zosia przyszła do mnie i pomogła mi w nakryciu stołu.

-Ala nie słuchaj go!- Michał podbiegł do mnie i mocno się do mnie przytulił.- Mam kobietę w rękach, nie możesz mi nic zrobić!- Pokazał mu język a ja pacnęłam ręką najpierw Miśka potem Damiana i zaprosiłam ich do stołu. Zosia usiadła koło Michała
a ja koło Damiana. Michał pomagał jej ogarniać jedzenie pałeczkami, jednak pomimo cierpliwości nauczyciela mała się poddała i jadła widelcem.

-Ala ja sobie tak myślę, że dobrze mieć taką sąsiadkę!- Damian zajadła się makaronem
z kurczakiem. Zaśmiałam się głośno.

-Damian spokojnie jutro wpadam do was. Mam nadzieję, że przygotujecie coś specjalnego.- Spojrzałam na minę Michała, który spojrzał na mnie jak na kosmitkę.- Lubię kulinarną kreatywność.- Zaśmiałam się a panowie za chwilkę się do mnie przyłączyli. Oni są po prostu wprost cudowni. 

Powrót :) Zapraszam do lektury i pozdrawiam :)